Langue   

Banan

Jacek Kleyff
Langue: polonais


Jacek Kleyff


Rośnie banan, rośnie
W liberyjskiej wiosce
Jeszcze jest zielony
Wioska go pilnuje
Na skrzynie ładuje
Rower ledwo stoi,
Bo kosztuje osprzęt

Jedzie banan, jedzie
Na welocypedzie
Pan ogrodnik ruszył
Do wiejskiego skupu
W liberyjskim buszu
Póki rower jedzie
To dwie skrzynie wiezie

Teraz banan w skrzyni
Ląduje na pace
Starego Willys’a
Albo też Peugeot’a
Było wiele wojen
Gdzie Jankes i Francuz
Zrobili co swoje

No więc, banan w skrzyni
Już mniej zielony
Skrzynek ze czterdzieści
Autko ledwo dycha
No, a koloniator
Leje do silnika
Ropę od ISIS’a

Teraz banan w porcie
Z aut na kontenery
Ładują go ludzie
Co chcieli żyć w cudzie
A nie ma gdzie uciec
Bo ich tu pilnują
Kompanije cztery

Ach, jak banana miękki plusz
W ustach się zmienia w słodki mus
Muszę go mieć zaraz
Zerwała go małpa
Czarna, jak ten asfalt
Wiezła na rowerze
Pojem w pakamerze

A sprzątanie śmiecia
Spoczywa na dzieciach
Co znajdą to w torbę
Co szóste zjadają
Głodne sił nie mają
No i patrzy ojciec
Spod skrzyni na plecach

Sprzątnięte nabrzeże
Za stalowe linki
Kontenerów krocie
Ładują na okręt
Zaś okręt na ropę
Nadmiar spuszcza w morze
Ptaki w tłustym błocie

Okręt już wyrusza
Senegal omija
Chociaż w ogniu suszy
Niejedna studzienka
Jeszcze przedwojenna
Na samym silniczku
Bez ropy nie ruszy

Już Danię opływa
Skagerrat, Kattegat
Po drodze tankuje
Za dosłaną kasę
I już tylko Bałtyk
No bo, w Gdyni naszej
Okręt kończy trasę

No, a w naszej Gdyni
Znów portowe dźwigi
Banan dojrzał w skrzyni
I portowcy właśnie
Protest zwyciężyli
W obronie czternastki
Rozładują z łaski

I z nabrzeża w paski
Banan w kontenerze
Wyrusza koleją
Też na prąd i ropę
Hen, w odległy rejon
Na przykład w Mazowsze
Wciąż tam i z powrotem

Ach, jak banana miękki plusz
W ustach się zmienia w słodki mus
Muszę mieć go zaraz
Dziecko wie co dobre
Zajada trzy na raz
Jabłek już nie lubi
Chcę trzy kilo kupić

A z wielkiej bocznicy
Znów potężnym dźwigiem
Bananowy strumyk
Na tira za tirem
Jadą do powiatu
Ryjąc świeży asfalt
Za pieniądze z Unii

Fundusze unijne
Dają nowe drogi
I cywilizację
Od tych ludzi właśnie
Co się na Afryce
Chrystusem podbitej
Jak wampiry spaśli

Banan już żółciutki
Pickapów jest dosyć
Wózkiem z kontenera
Na na na przewożą
Na pakę Transita
Wszystkie rączki czyste
Nikt nie musi nosić

Teraz banan pędzi
Do bliskiej hurtowni
Skąd do swego sklepu
Wiezie go ogrodnik
A tam na straganie
Panowie i Panie
W głowie się nie mieści

Od polskiego jabłka
Z pobliskiego Grójca
Tańszy jest ten banan
W głowie się nie mieści
Z pobliskiego Grójca
Jabłko cztery dziesięć
Banan dwa trzydzieści

Ach, jak banana miękki plusz
W ustach się zmienia w słodki mus
Muszę go mieć zaraz
Zaraz się postaram
W sklepie kupię taran
I rozwalę stragan,
Gdyż tego wymagam

Rośnie banan, rośnie
Znów w kongijskiej wiosce
Jeszcze jest zielony
Wioska go pilnuje
Na skrzynie ładuje
Rower ledwo stoi
Bo kosztuje osprzęt



Page principale CCG

indiquer les éventuelles erreurs dans les textes ou dans les commentaires antiwarsongs@gmail.com




hosted by inventati.org