| Versione polacca di Marlena Zimna
|
KOPUŁY | ROSYJSKIE KOPUŁY |
| |
W co zapatrzeć się mam, czym zachłysnąć się da, | Czego mi w tej trudnej chwili będzie trzeba? |
gdy powietrze przed burzą takie ciężkie. | Niczym błoto, wiatr się staje lepki, grząski. |
Co wyśpiewam ja sam, co usłyszysz ty tam, | Co usłyszę? Co zobaczę? Co zaśpiewam? |
ptaki z baśni śpiewają dziwnie pięknie. | Ptak baśniowy mi proroczą śpiewa piosnkę. |
| |
Jeden z nich łasi się tak radośnie do rąk, | To ptak Sirin coś radośnie nuci w locie, |
pobratymców przyzywa z gniazd dalekich, | Woła do mnie z dalekich swych gniazd. |
lecz tuż obok spuścił głowę smutny biały ptak | To Alkonost ciągle dręczy mnie w tęsknocie, |
i nie umiem odgadnąć za czym tęskni. | Mojej duszy struny szarpiąc raz po raz. |
| |
Niechby rozedrgało myśl | Jak tajemny losu znak, |
roztańczonych strun sześć. | Siedem strun zaczęło grać. |
W skrzydłach ptaków dla mnie dziś | To Gamajun - wieszczy ptak - |
nadzieja kryje się. | W nadziei każe trwać! |
| |
W sinym niebie rosyjskim dzwonnicami przekłutym | Krzyż z dzwonnicy ostrzem złotym przeszył chmury, |
dzwon miedziany, miedziany dzwon... | I zabrzmiały jak szalone dzwonów chóry, |
to szaleje z radości, to z gniewu, | Może szał, a może smutek śpiew ich wzmógł... |
a kopuły pokryte szczerym złotem są, | Czystym złotem się w Rosji pokrywa kopuły, |
żeby częściej Wszechmocny dostrzegał. | Żeby częściej dostrzegał je Bóg. |
| |
Stoję jak przed odwieczną zagadką i jak | Oto stoję, niczym przed zagadką wieczną, |
przed bajecznie ogromnym narodem; | Przed ogromnym krajem, jakby z baśni rodem - |
przesolonym, gorzkim, skwaśniałym, błękitnym | To spowitym śnieżną szatą, to słonecznym, |
i źródlanym... a przecież samogonem! | To ubogim, to płynącym mlekiem, miodem. |
| |
Z błotem w chrapach, tłustym i gęstym, | I choć koń się zachłysnął i parska, |
grzęzną konie me, po pas, po brzuch, | Uwiązł w błocie, brakuje mu tchu, |
ale wloką mnie, wloką... przez to mocarstwo, | Wciąż mnie wlecze przez senne mocarstwo, |
co rozkisłe, opuchłe od snu. | Co nie może się wyrwać ze snu. |
| |
Niechby rozświetliło noc | Jak przedziwny losu znak, |
staroruskich księżyców sześć! | Lśni księżyców siedmiu blask, |
W skrzydłach ptaków dla mnie dziś | To Gamajun - wieszczy ptak - |
nadzieja kryje się. | Nadzieją karmi nas! |
| |
Na mą duszę, wytartą ustępstwami co dzień, | Duszę ranną po tylu utratach i stratach, |
na mą duszę wytartą jak łach | Co bliznami obrosła przez lata, |
- jeśli do krwi już skrawek pocieniał - | Gdy zrozumiem, że smutek ją zmógł, |
złote łaty naszyję, niechaj złotem się mienią, | Zaceruję i nićmi złotymi załatam, |
żeby częściej Wszechmocny dostrzegał. | Żeby częściej dostrzegał mnie Bóg! |