| POLACCO / POLISH [2] - Szymon Gruda
|
WOJNA PIERA | PIERO |
| |
Pod zboża łanem śpisz pogrzebany | W ciemnej mogile śpisz pogrzebany, |
nie są to róże, nie są tulipany | i ani róże, ni tulipany, |
tysiąc tam w rowach, w świergocie ptaków | nad twoim grobem nie rosną na łące, |
czuwa nad tobą czerwonych maków. | tylko czerwonych maków tysiące. |
| |
„Potokiem moim chcę, by spływały | „Gdy wróci wiosna i pękną lody |
iskrząc się w nurcie pstrągi srebrzyste, | znowu usłyszę cichy szmer wody, |
by wody znowu były przejrzyste | a zamiast trupów w nurcie strumieni, |
i trupów żołnierzy nie kołysały”. | znów rybie łuski będą się mienić.” |
| |
Zima wciąż trwała, gdy tak mówiłeś, | Tak powiedziałeś, gdy zima wściekła |
lecz w stronę piekła, jak inni ruszyłeś | młodych żołnierzy wiodła do piekła, |
ponury idziesz krokiem rekruta, | chcąc nie chcąc gnałeś za nimi biegiem, |
wiatr szydząc śniegiem w twarz ci spluwa. | w twarz pluł ci wicher palącym śniegiem. |
| |
Nie idź tam Piero, zawróć swe kroki | Przystań tu, Piero, przystań na chwilę, |
posłuchaj tylko wiatr niesie głosy | cała nagroda – krzyż na mogile, |
poległych, co ścielą bitewne pole | nad tymi, którzy już ją dostali |
krzyż dostał w zamian, kto życie dał swoje. | nawet wiatr zimny cicho się żali. |
| |
Nie usłyszałeś go w ten czas mroczny, | Kiedy zmieniały się pory roku, |
dni wirowały, jak walczyk skoczny | maszerowałeś wciąż krok po kroku, |
przyszło ci w końcu przekroczyć granicę | Kiedy stanąłeś w końcu na froncie, |
w dniu pełnym słońca, w wiosny rozkwicie. | już ci świeciło majowe słońce. |
| |
A na ramieniu twym dusza tańczyła, | Naprzeciw ciebie w brudnym okopie |
gdy się przed tobą otwarła dolina | leżał na brzuchu taki sam chłopiec, |
widzisz człowieka, on podobny tobie, | też na ramieniu duszę miał może, |
lecz mundur jego jest w innym kolorze. | ale miał mundur w innym kolorze. |
| |
Za spust pociągnij, przeładuj Piero | Zastrzel go, Piero, zastrzel go teraz, |
i nie przestawaj strzelać do niego, | musisz zobaczyć, jak będzie umierał, |
aż martwe ciało jego padając | padnie na ziemię z dłonią na ranie, |
przesłoni ziemię krwią zachlapaną. | serce po chwili bić mu przestanie. |
| |
I jeśli strzelisz mu w serce lub w głowę | Jeżeli trafisz w czoło lub w serce, |
zdąży jedynie wyzionąć ducha, | kres będzie szybki jego udręce; |
nim się po niego zgłosi kostucha | lecz ty już nigdy nie zamkniesz powiek, |
ja śmierci w oczach człowieka spojrzę. | kiedy zobaczysz, jak ginie człowiek. |
| |
Kiedy tak stoisz, on się obraca | On w tamtej chwili też cię zobaczył, |
teraz cię widzi i strach go ogarnia | krzyknął ze strachu, krzyknął z rozpaczy, |
on nie podziela twej ostrożności | i kiedy trwałeś ciągle w rozterce |
i za broń chwyta wbrew uprzejmości. | on bez namysłu strzelił ci w serce. |
| |
Padłeś na ziemię bez słowa skargi, | Padłeś tu, Piero, padłeś na ziemię |
a świat pociemniał ci przed oczyma | i nie zdążyłeś w to oka mgnienie |
pojąłeś, że czasu już będzie zbyt mało, | nim cię dopadła kula od wroga |
by wszystkie swe winy zdążyć wyznać śmiało. | nawet za grzechy przeprosić Boga. |
| |
Padłeś na ziemię bez słowa skargi, | Padłeś tu, Piero, padłeś na ziemię |
a świat pociemniał ci przed oczyma | i nie zdążyłeś w to oka mgnienie, |
pojąłeś, że życie twe kończy się marnie, | zanim ci kula utkwiła w skroni |
że w dniu tym zgaśnie nieodwołalnie. | pomyśleć nawet, że to już koniec. |
| |
Marie maleńka, by umrzeć w maju | Miła, ach, miła, umrzeć na wiosnę, |
odwagi trzeba mieć ponad miarę | to jest doprawdy nazbyt żałosne, |
Marie najdroższa, prosto do piekła | miła, ach, miła, gdy człowiek ginie, |
Ruszyć bym wolał, gdy zima wściekła. | lepiej, by poszedł do piekła w zimie. |
| |
Nad tobą kłosy się cicho kładły | I pochowali cię tu na koniec, |
w dłoniach ściśniętych uwiązł karabin | na karabinie zastygły dłonie, |
w gardle ściśniętym uwięzły słowa | a w twoich ustach zastygły słowa |
lód, co go słońce stopić nie zdoła. | zbyt gorzkie, żeby w ziemi je chować. |
| |
Pod zboża łanem śpisz pogrzebany | W ciemnej mogile śpisz pogrzebany, |
nie są to róże, nie są tulipany | i ani róże, ni tulipany, |
tysiąc tam w rowach, w świergocie ptaków | nad twoim grobem nie rosną na łące, |
czuwa nad tobą czerwonych maków. | tylko czerwonych maków tysiące. |