Chanson pour l'auvergnat
Georges Brassens[1974] | |
CANÇÓ PER A UN CAMPEROL | BALLADA DLA OBYWATELA MIASTECZKA P. (wg G. Brassensa) |
És per a tu, aquesta cançó. Tu, el camperol d’aquell racó, que vas donar-me fusta, quan el fred ja m’estava gelant. Tu, que em vas escalfar les mans quan els ganàpies dels voltants -la gent com cal, gent de diner- m’havien deixat al carrer. No va ser un foc gaire brillant -sols un grapat de branquillons- p’rò m’espurneja encara al fons talment un foc de Sant Joan. | Balladę swą posyłam ci, Za cztery drwa, które dałeś mi Obywatelu miasteczka P. Gdy na mrozie kuliłem się... Ty, który mnie ogrzałeś, gdy Panie, panowie, mieszczanie źli Pełnym godności gestem mi Przed nosem zamknęli swe drzwi! To prawie nic, ot, cztery drwa, Ale ogrzałem nad nimi się, Gorące jest już ciało me, Bo płomień ich wciąż we mnie trwa! |
Tu, el camperol, quan moriràs, quan cap Enllà te n’aniràs, que el qui t’enterri, per poc preu, et dugui fins ‘Déu. | Obywatelu miasteczka P. Gdy umrzesz - niech powiozą cię Poprzez błękitny nieba łan - Gdzie czeka Pan. |
És per a tu, aquesta cançó. Tu, la mestressa del racó, que em vas donar un crostó de pa després de temps de dejunar, i em vas obrir el teu rebost, quan tots els ganàpies del voltant -la gent com cal, de dret camí- fruïen en veure’m sofrir. No fou res més que un poc de pa, p’rò va saber escalfar-me el cor, i em nodrirà fins a la mort com una mena de mannà. | Balladę swą posyłam ci, Za chleba kęs, który dałaś mi Dziewko z oberży w miasteczku P. Gdy głód tępy z nóg ścinał mnie... Ty, która chleb mi dałaś, gdy Panie, panowie, mieszczanie źli Psów odkarmionych swych głaszcząc łby Przed nosem zamknęli mi drzwi! To prawie nic, chleba kęs, dwa, Lecz oszukałem nimi swój głód, Zniknął pustego brzucha chłód, Wspomnienie to wciąż we mnie trwa! |
Mestressa, quan tu moriràs, quan cap Enllà te n’aniràs, que el qui t’enterri, per poc preu, et dugui fins ‘Déu. | Dziewko z oberży w miasteczku P. Gdy umrzesz - niech powiozą cię Poprzez błękitny nieba łan - Gdzie czeka Pan. |
És per a tu, aquesta cançó. Tu, l’estranger d’aquell racó, que em vas somriure un xic dolgut quan se’m van endur detingut. Tu, que no vas picar de mans quan els ganàpies dels voltants -la gent com cal, tot el ramat- se’n reien, de veure’m lligat. No fou res més que un poc de mel, p’rò va saber escalfar-me el cor, i hi brillarà fins a la mort com brillen els astres al cel. | Balladę swą posyłam ci, Za uśmiech twój, który dałeś mi Obcy przybyszu w miasteczku P. Gdy policjant zabierał mnie... Ty, któryś skinął dłonią, gdy Panie, panowie, mieszczanie źli Wybiegli widząc przy mnie straż, Obelgi rzucali mi w twarz! To prawie nic, uśmiech i gest, Lecz osłodziłem nim gorycz swą, Zapamiętałem chwilę tą I ona nadzieją mą jest! |
Tu, l’estranger, quan moriràs, quan cap Enllà te n’aniràs, que el qui t’enterri, per poc preu, et dugui fins ‘Déu. | Obcy przybyszu w miasteczku P. Gdy umrzesz - niech poniosą cię Poprzez błękitny nieba łan - Gdzie czeka Pan. |